dziecko mnie bije co robic

Gdy dziecko bije, jak reagować?

Można karać, ale to nie rozwiązanie. Klapsy? To uczenie bicia. Krzyczenie? To przecież klapsy, tyle że słowne. Więc?

Synku, nie bij taty. BACH! Synku (może czas na złote rady z internetów), bij poduszkę, nie tatę.

Ale co to za radocha bić poduszkę, tato?

W sumie racja. Struktura nie ta i ten apatyczny brak reakcji z jej strony. Nuda. No to dalej rączką w tatę. BACH!

Synku! To boli! Tatusiowi jest przykro…

Zobacz, jak mi przykro!

Gdy dziecko bije, to grę aktorską z zasłanianiem twarzy i wydawaniem jękliwych dźwięków opanowałem do perfekcji. Tyle że wpadam wówczas we własną pułapkę, bo synek też zaczyna płakać. Jak się zastanowić, to jego reakcja jest jak najbardziej prawidłowa. Tata zachowuje się co najmniej nietypowo. Przeważnie wesoły, zabawny (lubię tak o sobie myśleć i mam nadzieję, że synek właśnie tak mnie widzi) teraz chowa się za dłońmi i jęczy. Jak nie mój kochany tatuś. Boję się tego innego taty, więc płaczę, żeby tamten wrócił. Prosta reakcja.

Udawanie płaczu nie działa…

Tatuś dochodzi do wniosku, że nie ma sensu straszyć synka. No to w nagrodę dostaje kolejne uderzenie w nos. Następne nie dochodzi już tak łatwo, bo zatrzymuję kolejnego minisierpowego. Uff, udało się. Jestem silniejszy. Jego rączka z moją nie ma szans. Zwycięstwo? No, niekoniecznie.

Siła to słabość

Gdy dziecko bije, to użycie nawet małej siły wobec niego jest oznaką wielkiej słabości. To irytujące, że upominanie nie skutkuje, udawanie płaczu też, a środków siłowych użyć po prostu nie wypada. Pokazując dziecku, że silniejszy zawsze wygrywa, jest, według mnie, krzywdzące. Jeśli dziecko mnie bije, to jest to jego wołanie o coś. O uwagę? O zrozumienie jego racji? O wysłuchanie? Na początku do końca nie wiadomo, co co chodzi.

Wychodzę z siebie, tzn. od siebie z pokoju

Na początku byłem tak sfrustrowany, że wychodziłem z pokoju. Nie chciałem dać się sterroryzować, a siły zdecydowałem się nie używać. Ale zaraz słyszałem płacz synka, a to powodowało we mnie wyrzuty sumienia, że zostawiam go samego w sytuacji, gdy nie może poradzić sobie z własnymi emocjami i reaguje w jedyny sposób, jaki umie, czyli bijąc mnie.

W końcu przestawał płakać. Przychodził i przepraszał. Bawiliśmy się ponownie, bo który rodzic potrafi się nadal gniewać na przepraszające i przytulające dziecko? No właśnie. 

To też nie zadziałało

Było dużo radości i emocji. Zdawało mi się, że poradził sobie z tamtą sytuacją. Zrozumiał. Przeprosił. Będzie ok. I ni stąd ni z owąd BACH! Dostaję znów za swoje! Dlaczego? Bo nie zgodziłem się na połykanie śrubki, która w magiczny sposób miała stać się tabletką.

Tłumaczę sobie, tłumaczę jemu

Gdy dziecko bije, to tłumaczę mu, że nie wolno. I tylko tyle? Albo AŻ tyle. Robię to każdego dnia. Czasami nawet kilka razy na dobę. Zdecydowałem, że nie będę stosował innej metody. I wiecie co? Po kilku miesiącach widzę, że zaczyna to przynosić efekty. Próbowałem na kilka sposobów powiedzieć mu, że to nieprzyjemne, że to boli, że na pewno by nie chciał, aby ktoś bił jego. Że bicie to słabość…

Z tym ostatnim zgadzam się najbardziej. Używanie siły to najgłupszy argument. Jednocześnie najprostszy, ale korzystając z tej metody, pokazujemy, że nie zadaliśmy sobie wysiłku, nie postaraliśmy się, aby znaleźć inną, lepszą metodę. To żadne zwycięstwo.

Uważam, że każdy, niezależnie, czy jest dzieckiem, nastolatkiem czy dorosłym, powinien być bezwzględnie i zawsze traktowany z szacunkiem. To właśnie szacunek do innych nie pozwala nam krzyczeć na nich czy używać wobec nich siły ani przemocy słownej.

Przecież większość z nas (a przynajmniej mam taką nadzieję), kiedy nie zgadza się z dorosłym czy widzi upór z jego strony i niestosowanie się do naszych poleceń, nie bawi się zaraz w Rocky’iego Balboa. Ok, zdarza się krzyknąć lub bardziej dosadnie coś powiedzieć, ale nie używamy przemocy. Zastanawiające, że niektórym tak łatwo przychodzi stosowanie jej wobec tych, którzy są słabsi i zwyczajnie bezbronni. A przecież dzieci nigdy nie chcą źle.

Pokazując dzieciom, że tylko rozmową można dojść do jakiegoś kompromisu (a to niełatwe), uczymy je, jak rozwiązywać problemy w przyszłości. Tak jak wspomniałem, w dorosłym życiu nie mogą krzyczeć na innych, jak akurat się z nimi nie zgadzają. Nie wyobrażam sobie, aby moje dzieci w takich momentach, w akcie desperacji, kogoś uderzyły. Dlatego też sam tego nie robię.

Choćbym miał powtórzyć to samo zdanie: „nie wolno bić” dziewięć tysięcy osiemdziesiąt trzy razy i jeszcze trochę, to to zrobię, bo głęboko wierzę, że w końcu dotrze. Nie dzisiaj, to jutro. A jak nie, to pojutrze. Za tydzień. Miesiąc. Rok. W końcu musi zadziałać… Albo znajdę inne, ale znajdę je na pewno.