Głupio przyznać, to czasami nie chce mi się być idealnym ojcem. Staram się, ale pojawia się tyle spraw…
Cholernie mi niezręcznie, kiedy słyszę w słuchawce te słowa synka:
Gdzie jesteś, tato? Kiedy będziesz? Jesteś w pracy?
Wyrzuty sumienia zagłuszam tłumaczeniem, że przecież ktoś musi zarabiać. I że to równie ważne, jak wychowanie dzieci. I po części to prawda, bo takie jest życie. Ale z drugiej strony muszę spojrzeć na siebie krytycznie i przyznać, że to tylko wymówka.
Praca czy dziecko?
Nieświadomie, choć czasami bez przedrostka „nie”, wybieram nadgodziny zamiast tych zabawek, ciastolin, koparek i płaczu. Tego hałasu, rozgardiaszu i bałaganu. Wiem, brzmi strasznie, ale odkąd jestem rodzicem, moje życie przypomina dywan w pokoju zaraz po zabawie dzieci. Permanentny nieporządek. A w biurze mam wszystko poukładane. Panuje względna cisza. Nikt mi nie przeszkadza co minutę, zadając to samo pytanie w kółko i jeszcze raz. Traktuję to jako moje wyrwanie się z chaosu.
Ale kiedy późno wracam do domu, udaje mi się zdążyć tylko na ostatni akt dnia mojego synka: popatrzeć, jak zasypia. I kiedy uświadomię sobie, jak wiele tracę, wpadam w niemałą depresję. Praca skrada mi czas, który mogę spędzać z synkiem. Patrzeć, jak dorasta, przeżywa i odkrywa świat. Jak więc znaleźć dobry balans między pracą a wychowaniem dzieci?
Popraw jakość czasu z dzieckiem
Widzę, że synek mnie potrzebuje. Że chodzi za mną krok w krok. Wszystko robi ze mną, a kiedy jestem w domu, to Mamy jakby nie widział. Jestem deficytowym tatą, więc jak jest okazja, to synek korzysta na maksa. Ale co lepsze, ja go chyba jeszcze bardziej, bo to on pokazuje mi świat z zupełnie innej strony.
Zachwyć się światem jak dziecko
Synek potrafi to, o czym ja tak często zapominam. Zachwyca się codziennością. Dostrzega niezwykłość świata, do której my, dorośli, przywykliśmy tak bardzo, że się znudziła i spowszedniała. A przecież, na przykład, samolot na niebie jest niesamowity. Mniejszy niż główka szpilki, a jednak mieści w sobie kilkaset osób. Jak tak się na to spojrzy, to jest to historia prawie jak z bajki. Jest się czym ekscytować!
Jak zatem poprawić jakość relacji z dzieckiem?
Nie chcę zabierać dziecku tej radości, dlatego czasami zwyczajnością emocjonuję się jeszcze bardziej niż on, by razem z nim przeżywać to jego zachłyśnięcie światem. Staram się spojrzeć na rzeczywistość jego oczami, a to megatrudne. Ale jak już się zacznie, to sprawia to ogromną radość zarówno dziecku, jak i na nowo przeżywającemu dzieciństwo rodzicowi.
Dlaczego więc nie pokarmić łabędzia, nie wskoczyć na dziecięcą łódkę czy z pełnym zaangażowaniem nie pobawić się razem z dziećmi i nie wejść niejako w ich świat? Ja wiem, że dla niektórych dorosłych może to się wydać dziwne, że dwumetrowy facet bawi się jak dziecko, ale jak inaczej pokazać najmłodszym, że świat jest wspaniały, że to ogromna frajda czerpać z niego pełnymi garściami i przeżywać każdą chwilę tak, jakby była tą najwspanialszą?
Nie musimy być cały czas poważni. Mamy tego dość na co dzień. W relacji z dzieckiem możemy pozwolić sobie na fantazję. Nauczyć się od nich tej spontanicznej radości na widok morza, gór, czy kiczowatego traktora, który za dwa złote porusza się przód-tył, ale daje radość.
Kto nie kupi 5 minut radości za 2 zł?
Niektóre atrakcje czy zabawy dla dzieci wydają się głupie, ale tylko z naszej perspektywy. Nie zapominajmy, że dla maluchów prawie wszystko to megaprzeżycie. To prawa dzieciństwa, których chyba nie możemy odmawiać. Na rozsądek przyjdzie jeszcze czas. A kiedy ten czas przyjdzie, to dobrze, aby dorosłe wówczas dzieci z przyjemnością wspominały cudowny czas dzieciństwa, w którym z Tatą czy Mamą robili tyle wspaniałych rzeczy.
Dziecko zobaczy w nas rówieśnika
Jeśli dziecko zobaczy, że choć w części przeżywamy świat tak jak ono, to dostrzeże w nas interesującą osobę. I nie chodzi tu o ilość czasu, jaką z nimi spędzimy, bo przecież świata nie oszukamy i do pracy trzeba chodzić, ale o jakość tego czasu.
Jeśli zapomnisz na chwilę, że jesteś dorosły i że nie wypada Ci na przykład usiąść na huśtawce i machać nogami, żeby wyżej… wyżej… i jeszcze… hahaha… wyżej, to nie dość, że poczujesz znów tę dziecięcą radość z huśtania (a wiem, co mówię), to dziecko będzie miało pewność, że ma w Tobie kompana, kumpla do zabawy. A to niezwykle ważne.
Dlatego idąc na plac zabaw, wyłączam telefon i tę dorosłą ostrożność (tego nie rób, bo się pobrudzisz itd.) i daję się wciągnąć w dziecięcy świat foremek, piasku, zjeżdżalni czy cokolwiek innego przyjdzie dzieciom do głowy. I guzik mnie obchodzi, co sobie pomyślą inni rodzice. Zresztą, sporo z nich jest bardziej zajęta przeglądaniem fejsbunia… #smutnealeprawdziwe. A skoro już o tym mowa, to zapraszam na swojego Instagrama ????