Kaczka Dziwaczka to bajka o zabijaniu indywidualizmu, równaniu do przeciętności i smutna prawda o nas.
Ja też myślałem, że Kaczka Dziwaczka to przyjemna rymowanka dla dzieci o nieco ekscentrycznej bohaterce. Jednak od kiedy jestem tatą, zwracam większą uwagę na jakość czytanych dzieciom treści i staram się wyłapać wszystkie ich sensy. Nawet te ukryte.
Kaczka Dziwaczka ma drugie znaczenie
Niezbyt odkrywcza myśl, jak na polonistę i bajkopisarza. Przecież bajki to inaczej przypowieści. Za pomocą jednej historii przekazują jakąś prawdę o świecie czy ważną naukę. I nie inaczej jest w przypadku bohaterki Brzechwy. Jednak to co z niej udało mi się wyczytać jako dorosłemu, nieco mnie przeraża.
„Rzeczka” to nie tylko rzeka
Żeby dostrzec przewrotność tej bajki, trzeba zastanowić się niemal nad każdym jej słowem. Zaczynając od „rzeczki”, której pojawienie się też nie jest przypadkowe. Kaczka mogła przecież mieszkać gdzie indziej, a bajka mogła zaczynać się tak:
Nad „stawem” opodal krzaczka…
Jednak autor wybrał inne miejsce zameldowania dla swojej bohaterki, a więc to nieprzypadkowe. Szczególnie jeśli przyjrzymy się kolejnemu wersowi:
Lecz zamiast trzymać się rzeczki, robiła piesze wycieczki.
„Rzeczka” nurtowała mnie dość długo. Czy „trzymać się rzeczki” znaczy tylko „nie wychodzić z domu”? Nie wychylać się? A może ma głębsze, symboliczne znaczenie?

Patrząc na kontekst całej bajki, wydaje mi się, że „rzeczka” pojawiła się ze względu na swoją immanentną cechę, czyli prąd, który wszystko i wszystkich niesie w jednym kierunku. Przypomina reguły społecznego życia czy też wspólne dla ogółu przekonania, pod prąd których wyrusza Kaczka.
Świadomie nie przestrzega reguł
U fryzjera prosi o ser, a do pralni chodzi po znaczki. Robi sobie żarty czy świadomie kwestionuje zastany porządek rzeczy? Skoro mieszka „nad“ rzeczką rozumianą jako ogólne reguły, status quo, to jest „ponad“ nimi. Utarte schematy jej nie dotyczą.
zamiast trzymać się rzeczki, robiła piesze wycieczki.
Raz poszła więc do fryzjera:
„Poproszę o kilo sera!”
Tuż obok była apteka:
„Poproszę mleka pięć deka”.
Na początku to śmieszy, bo oczywistym jest, że nabiału nie można kupić u fryzjera, a w aptece odrobiny mleczka (i to na gramy a nie na litry). Tylko dlaczego jest to takie oczywiste? Bo ktoś tak kiedyś ustalił? Ale przecież wcale tak nie musi być. Świat niekoniecznie pozostanie taki, jakim go zastaliśmy. Reguły się zmieniają, można je podważać, choć większość z nas tego nie lubi, bo po co mieszać? Dobrze jest jak jest.
Kiedy Brzechwa pisał swoją bajkę, może było to nie do pomyślenia, ale dzisiaj w aptece jak najbardziej można kupić mleczko (do twarzy, dla dzieci i pewnie jakieś inne jeszcze też się znajdzie).
Po zakupy nie musimy chodzić do sklepu. Szczególnie w niedzielę, kiedy chętniej (czy też z przymusu) odwiedzamy w tym celu stacje benzynowe. Po znaczki wprawdzie nie chodzimy do praczki, ale do marketu już tak, bowiem jedna sieć sklepów (nomen omen z płazem znad rzeczki czy stawu w logo) od niedawna jest placówką pocztową. Ale wróćmy do bajki.
Gryzły się kaczki okropnie: a niech tę kaczkę gęś kopnie!
Cokolwiek byśmy nie myśleli o Kaczce, trzeba przyznać, że jest indywidualistką. Wyróżnia się, więc zostaje zauważona przez inne kaczki. Jej grupa społeczna dostrzega odmieńca, który swoim zachowaniem burzy porządek rzeczy.
A przecież tak nie może być. Dobrze było, jak było, i nikt nie będzie nic zmieniał. Nie można dopuścić, aby wkradł się chaos, więc z tą niepoprawną jednostką trzeba coś zrobić, bo irytuje i kłuje w oczy.
Kaczka doskonale wie, że jej ułożone, podobne do siebie koleżanki są na nią złe, dlatego droczy się z nimi jeszcze mocniej:
na przekór kaczkom, czesała się wykałaczką.
Tasiemkę nazywa makaronem, a dwa złote połyka, mówiąc, że „odda potem“. Biedaczka nawet nie przypuszcza, że to „potem“ wcale nie przyjdzie, bo wskutek niedalekich, dramatycznych dla niej wydarzeń, nie będzie miała okazji zwrócić pożyczki.
Deux ex machina
Teraz bajka zaczyna robić się naprawdę groźna:
Martwiły się inne kaczki: co będzie z takiej dziwaczki?
Dobrze znamy takie „martwienie się”, prawda? Tłumacząc się troską, inne kaczuchy po prostu plotkowały i knuły przeciwko niej. Bo że „przypadkowo“ znalazł się ktoś, kto chciał za nie rozwiązać ich problem, trudno uwierzyć. Niby nagle, nie wiadomo skąd, jakby z nieba, z kosmosu, zaraz po tym ich „zamartwianiu się”, niczym deus ex machina:
wreszcie znalazł się kupiec:
Na obiad można ją upiec!
Dla mnie to oczywiste, że kaczuszki poprosiły kupca o małą przysługę, na której skorzysta każdy. On będzie miał obiad, a one spokój, bo krnąbrna przyjaciółka przestanie je kłuć w oczy.
Dzieci pewnie o tym nie myślą, ale zanim „wybawca kaczek” upiekł Dziwaczkę starannie w brytfannie, to w mniej lub bardziej przyjemny sposób musiał ją wysłać do Krainy Wiecznych Lotów, czego na pewno nie miały mu za złe tak wcześniej martwiące się, pełne troski o dziwaczną koleżankę kaczuszki. Teraz kwaczą z ulgą. Nikt im już nie będzie burzył porządku rzeczy. Dlaczego Kaczka musiała zginąć? Odpowiedzią może być ten film:
Na końcu utarła im nosa
Już widzę miny tych kaczek, które pływają sobie wygodnie po stawie, myśląc, że sprawa załatwiona. Dziwaczkę zaraz ktoś zje i wszyscy o niej zapomną. Ale nic z tych rzeczy. Kiedy tylko pojawia się na stole jako potrawa, zmienia się w zająca. Po raz kolejny podważyła reguły – tym razem świata kuchni. Jednak morał, jaki płynie z tej bajki jest dość smutny: zasad łamać nie wolno, a każdy, kto się odważy je podważyć, kończy niekoniecznie tak, jak by sobie tego życzył.
Kaczka Dziwaczka jest szkodliwa
Pomimo nieco optymistycznego zakończenia, można uznać bajkę za szkodliwą. Napisana jest świetnie i uwielbiam sposób rymowania Brzechwy, ale pod warstwą przyjemnego tekstu kryje się dość niepasujące do dzisiejszego świata przesłanie. Dlaczego? Bo tak naprawdę to bajka o tym, że jak się wyróżniasz i starasz się zmienić świat, zakwestionować jego reguły, to inni cię odrzucą i wcześniej czy później skończysz jak Kaczka. Dlatego bezpieczniej być jak inni, akceptować status quo i się nie wychylać. A to przecież „nieprawdziwa nieprawda“.
Dzisiaj jesteśmy głodni indywidualistów. Pragniemy poznawać ludzi, którzy, jak mówi reklama firmy Apple z 1997 r.:
są wystarczająco szaleni, by sądzić, że mogą zmienić świat, bo są tymi, którzy go zmieniają.
Szukamy towarzystwa pasjonatów. Tych, którzy realizując swoje marzenia i pomysły, sprawiają, że świat staje się choć odrobinę lepszy. Wyróżnianie się i indywidualizm to bardzo pożądana cecha. Właśnie ta odrębność i wyjątkowość sprawiają, że inni są nas ciekawi.
Dlatego lepiej podsuwać dzieciom bajki, które naprawdę uczą wiary w siebie. Przekonania, że choć rozumiem innych, to moja racja jest najmojsza.
Żeby nie wstydzić się własnych pomysłów i postrzegania świata. Że być indywidualistą, nawet za cenę utraty popularności w społeczeństwie, jest super. Co z tego, że będą nas wytykać palcami, gapić się na nas, bo jesteśmy inni, czy plotkować za plecami. To my mamy rację. Musimy nauczyć dzieci bronić swojego zdania, bo to prawdziwy akt odwagi. Staram się to robić na moich spotkaniach autorskich dla dzieci.
Znacie książki broniące tej indywidualności? Ja jeszcze takich nie znalazłem. Sam napisałem Kaczkę, co przebrała miarkę, ale to zupełnie inna bajka…