Zdażyło Ci się powiedzieć do dziecka: teraz nie mam czasu? Mi to przychodzi mimochodem jako usprawiedliwienie …
Mój synek powtarza, a ja dostrzegam absurd własnych zdań
Skoro dzieci naśladują rodziców, nic dziwnego, że mój synek czasami używa tej frazy. Właśnie wtedy dociera do mnie absurd tego zdania.
– Tato, nie mam czasu!
– Synku, a co to jest „czas”?
– Nie wiem, tato.
„Nie mam czasu” jest bardzo wygodne, bo spycha odpowiedzialność ze mnie na czas, którego tak naprawdę nie posiada nikt. Kiedy zostajesz rodzicem, rzeczywiście wolnych chwil jest jak na lekarstwo. I nie jest łatwo się z tym pogodzić. Owszem, dzieci to supersprawa, wzruszające momenty, ale kiedy się pojawią, musisz uporządkować życie od nowa. Jak to zrobić?
Jesteś Tatusiem i narzekasz, że łatwo nie jest?
Spójrz na to z drugiej strony. Łatwo to nie jest Mamom. To one zostają z dziećmi przez większość czasu. Nie mam pojęcia, skąd czerpią tyle energii, ale dają radę. Ty, podobnie jak ja, chodzisz do pracy na 8-10 h dziennie. Więc nie narzekaj, że jest ciężko, bo tak naprawdę nie jest. I jest jednocześnie.
Wracasz po pracy do domu i niemal z automatu stajesz się atrakcją dla dzieci. To zupełnie naturalne. Bardziej cieszymy się z tego, czego nie mamy, a dzieci cały czas mają Mamę, a taty nie. I pewnie Mamy to może wkurzać, ale to zupełnie naturalne. Więc – przechodząc do tematu wpisu – pomyśl sobie (ja też musiałem to przerobić), jak czuje się dziecko, kiedy czeka na Ciebie cały dzień, żeby się z Tobą w końcu pobawić, pójść na huśtawki, poprzytulać, porysować, poczytać bajkę? Cały dzień to dla niego o wiele dłużej niż dla Ciebie.
A Ty, mając wszakże swoje powody, nadal każesz czekać, bo „teraz nie masz czasu”, bo musisz coś dokończyć, bo musisz pójść tu czy tam coś załatwić. No właśnie… Jak może się poczuć takie dziecko? Może w pełni sobie tego nie uświadamiać, ale gdzieś tam zapamięta, że dla tatusia ważniejsze są inne sprawy niż Wasze wspólne zabawy. A rosnąc z takim przekonaniem, że jego sprawy są „nienajmojsze”, może kiedyś dość do przekonania, że wcale nie jest takie ważne. A takie nastawienie do życia nie jest marzeniem żadnego rodzica, prawda?
Chcemy, nie chcemy, musimy ten czas znaleźć.
Dzieci i czas z nimi spędzany to dodatkowy obowiązek, który na siebie wzięliśmy, decydując się na dzieci. Poza tym, jak dzisiaj nie znajdziemy czasu dla nich, to za kilka lat dlaczego one będą miały znaleźć czas dla nas? Na wspólny spacer? Wspólne oglądanie filmów? Rozmowę? Niestety, jak teraz nie odrobimy pracy domowej, nie przyzwyczaimy dzieci do wspólnego spędzania czasu, do czerpania z tego obopólnej radości, później, za kilka lat, będziemy tego żałować.
Ja wiem, że obowiązki, że sprawy, że praca. Rozumiem. Ale z czasem trzeba postąpić troszkę jak ze sprzątaniem. Zrezygnować z tego, czego tak naprawdę nie potrzebujemy albo poukładać sprawy tak, żeby te kilka wieczornych godzin w pełni poświęcić dzieciom. Zapytaj siebie, czy to, co chcesz czy musisz zrobić jest tak naprawdę ważniejsze od wspomnień wspólnych chwil z kochanym dzieckiem, które zostaną z Tobą na długo. Jeden serial mniej, obejrzenie skrótu meczu zamiast meczu, odmówienie znajomym wyjścia do knajpy, to nie takie trudne, jakby się mogło wydawać. Kwestia priorytetów.
„Nie mam czasu”, to kłamię
Kiedyś jeden z wykładowców, a konkretnie Michał Rusinek, powiedział nam, że jak ktoś twierdzi, że nie ma czasu, to nie należy mu wierzyć. Czasu każdy ma tyle samo. Jak ktoś mówi: „nie mam czasu”, to ukrywa dalszą część tego zdania: „dla ciebie”. I podpisuję się pod tym obiema rękami.
Jeśli zatem przyłożyć to do sytuacji z dzieckiem, do którego mówisz: „teraz nie mam czasu” (w domyśle: dla ciebie), to robi się mniej kolorowo. Przynajmniej u mnie rodzi większe wyrzuty sumienia niż nieoglądanie meczu czy filmu czy nieprzeczytanie książki lub nienapisanie kolejnej. To naprawdę bardzo cenny czas w życiu naszych dzieci. Zadbajmy o jego jakość teraz, żeby cieszyć się jakością naszych relacji w późniejszym życiu. Mam nadzieję, że rodzice starszych dzieci przyznają mi rację.
A teraz znikam, bo… nie mam czasu. Muszę bawić się z synkiem, który ładuje mi się tu z koparami, dźwigami i on tylko wie, czym jeszcze…